Mały pokoik. Tak mały, że aby przyjść z jednego jego końca
do drugiego (co w cale nie stanowiło tak wiele) trzeba było stanąć na łóżku,
bądź zrobić ogromnego kroka. Oprócz łóżka, była tam też ogromna szafa, pełna
książek i ciuchów, chodź większość niepotrzebnych najwidoczniej właściciel nie
potrafił się ich od tak pozbyć. Na szafce stoi nie dopity jeszcze jogurt, a za
nim leży nóż, jakby do smarowania chleba chodź i tak już dawno nikt go nie
używa. Uchylone okno powoduje, iż stukające w okno grube krople deszczu
powodują ogromny hałas. Mimo to młoda dziewczyna siedząca na łóżku, mająca
około 19 lat, nie rusza się. Patrzy w jeden punkt na szafie, i chodź nie ma tam
nic ciekawego nie odrywa wzroku. Powoduje to iż ma się wrażenie, że zapadła w
śpiączkę. Ona jednak siedzi i od czasu do czasu pozwala powieką szybko opaść by
za chwilę znów unieść się do góry. Z owego transu nie jest w stanie wyrwać jej
nawet najgłośniejszy hałas, ani walące w parapet krople, ani ujadający na
podwórzy pies. Dziewczyna ta siedzi z podkulonymi nogami, nakrytymi kołdrą, a
głowa jej pełna jest niekończących się łańcuchów myśli. I choć po trochu czepia
się każdej to właśnie ta jedna bywa w jej umyśle najczęściej. Dlaczego takie zakończenie? Mógł tam
przecież zginąć. Przecież ta woda nie myśli, czemu go nie pochłonęła? On nie
powinien tam skakać skoro już to jednak zrobił, czemu przeżył. I czemu to
epilog opowiada zakończenie historii, które jest tak urywane i opowiedziane
krótkimi zdaniami. Zamiast opisane jeszcze w choćby 30 stronach. Nie rozumiem,
co to ma znaczyć. Myśli dziewczyny nie krążyły wokół niczego innego jak
dopiero co przeczytanej książki. I chodź nie lubi ich czytać, tą przeczytała w
około 3 dni. A przecież miała ona ponad 500 stron, a dziewczyna miała mnóstwo
innych zajęć. To trzeba zrobić to, to tamto, trzeba pojechać tam, przywieźć to,
a jednak. Ona ją przeczytała. Czytała ją każdego ranka gdy tylko się obudziła.
Siadając wygodnie na łóżku i udając przed całym światem, że jeszcze śpi.
Czytała ją także wieczorami. Książka ta tak ją fascynowała, że siedziała z nią
tak długo, dopóki jej umysł dawał radę cokolwiek rejestrować. I chodź czuła,
że za bardzo go przeciąża, że chodź tylko czyta to musi odpocząć, nie potrafiła
odłożyć książki, zdjąć okularów, zgasić światła i zasnąć. Robiła to dopiero
wtedy, gdy jej ciało, samo nakazywało, układać się w łóżku coraz wygodnie, ręce
zaczynały swobodnie opadać, nie mogąc utrzymać w dłoniach książki która
zdawała się ważyć 10 kilo, a oczy tak nieposłuszne, zamykały się, z trudem
otwierając, jakby chciały zatrzasnąć się raz na dobre i nie otwierać, aż słońce
ukaże się na horyzoncie. Teraz jednak gdy przeczytała ostatnią kartkę z książki.
Nawet to co było dodane od autora, wszystkie podziękowania. Czuła ogromne
rozczarowanie, może nawet nie samym faktem, że rozczarowało ją zakończenie, ale
to iż książka się skończyła. Tyle. Nie ma już ani jednej kartki, ani jednej
linijki, ani jednego słowa. Jedna marna kropka i tyle. A przecież ona chciała
czegoś więcej, pomimo iż goniła i czytała tę książkę, najszybciej jak może, to
teraz, czuła tylko to głupie rozczarowanie, dlaczego ta książka się już
skończyła?
Spojrzała na raz jeszcze na okładkę: ,, Tajemnica rzeki Lost
River” Michael Koryta. Nad napisem zaś znajdował się cytat, niejakiego Michaela
Connelly i wielkie drzewo na niebieskim tle nieba. Nic więcej, nic co mogło by
zapełnić pustkę, stworzoną po tym iż czytanie tej książki, dobiegło końca.
Odwróciła więc książkę na drugą stronę, by obejrzeć, okładkę z tyłu książki.
Wartka akcja oraz galeria ciekawych postaci umieszczona w
scenerii urokliwej przyrody Środkowego Zachodu. Nawiązująca do najlepszych
tradycji powieści gotyckiej thriller, błyskotliwie pomyślany i przerażająco
realny. Powieść, która intryguje od pierwszej do ostatniej strony!” – przeczytała.
Po czym opuściła wzrok niżej i ujrzała trzy cytaty, będące opinią o owej
książce. Ten jednak szczególnie zapadł jej w pamięci: ,, Jedna z tych książek,
podczas czytania których trzy razy upewnisz się, czy aby na pewno pozamykałeś
wszystkie drzwi. Cudownie przyprawia o dreszcze”. O tak, to muszę przyznać, książka była naprawdę przerażająca.
Zwłaszcza, gdy czytałeś ją podczas zapadającego zmroku i gdy ciało odmawiało
posłuszeństwa by czytać dalej, a ty musiałeś zgasić światło. Mimo to książka
naprawdę warta polecenia. Gdy ktoś lubi zagadki i przewijającą się przez
powieść magię.
Pozdrawiam:)
PS. Post o maturach jeszcze się pisze, ale mogę powiedzieć, że już około tydzień temu zakończyłam wszystkie i teraz pokornie czekam na wyniki