środa, 18 września 2013

Zaklęci w podświadomości


  Wiecie co w życiu jest najstraszniejsze? To że nigdy tak do końca nie możemy mieć pewności co na świecie jest prawdą a co nie...

Dziwożona - jeden z najstraszniejszych słowiańskich demonów, którego bali się nasi przodkowie. 


 Zamknięta w swoim małym świecie, niczego nie świadoma Elleth, żyła jak każdy z nas. Nigdy nie lubiła się wychylać, cicha, skryta w cobie. Lubiła poświęcać czas na samotne wieczorne seansy.
 Nigdy prze nigdy nie wykazywała się żadną odwagą. Tylko w swoich snach stawała się nieustraszoną wojowniczką, jak powiedziała to jedna zjawa w oglądanym filmie: ,,cholerną Xeną".

I tak też było tego felernego wieczoru. Zaczętego tak niewinnie...

Zamknęłam te drzwi czy nie? Kurcze nigdy nie pamiętam. Dobra zamknięte. Film naładowany, zasłony zasunięte, można oglądać. Na monitorze laptopa zaczynał się właśnie kolejny odcinek serialu: ,,Nie z tego świata", w którym to bracia Winchester walczą ze złem tego świata. Przewija się tam masa demonów, ale i aniołów. A każdy twój najgorszy koszmar okazuje się żywą prawdą. Wzywana przez wielu wróżka zębuszka jest niczym innym jak kolejnym żerującym na ludziach potworem. Wszystkie te bajki w których straszne filmy zaczynane są od walących gałęzli w okna, strasznych cieniach i głosach, to tylko w stęp do czegoś znacznie gorszego jakim są prawdziwe wyskakujące z za okna, przerażające postaci, wypijające przez rurki z palcach twój mózg.


Znacie to uczucie, że gdy czytacie jakąś straszną książkę, czy też oglądacie jakiś horror nie chcecie wyjść np. na dwór w nocy, a już na pewno wchodzić do pobliskiego lasu. Tak ja też nigdy nie brałam tego na serio. Ona też.


Chodź Elleth zawsze czuła, że wszystko to może okazać się chorą prawdą, w głębi duszy miała nadzieję, że to jednak tylko jedna wielka bujda i nic w życiu złego (a na pewno nadprzyrodzonego) ją nie spotka. Niestety mylić się, rzecz ludzka...

Noc, i chodź w domu jest jeszcze kilku ludzi prócz niej, czuje się jak w opuszczonym domu, bo nie słychać niczego co świadczyło by o obecności kogoś innego. Nic dziwnego skoro jest trzecia w nocy.
Elleth poszła właśnie do toalety. W korytarzu paliła się żarówka, bijąca słabym światłem w stronę ciemnego, nie oświetlonego korytarza, przez który będzie musiała przejść by wrócić do swojego pokoju. 

Po skończonej kąpieli. Zgasiła światło w łazience i w 5 sekund później zgasło także światło w korytarzu. Ogarnął ją paraliżujący strach. Przez chwilę nie mogła się ruszyć. Wyostrzyła słuch, a w myślach pojawił się obraz najróżniejszych stworów przewijających się właśnie przed jej nosem, nad głową i wychodzących z jak zwykle nie domkniętych drzwi prowadzących na strych. Wyobraźnia buzowała.
 I chodź ani razu nie poczuła na sobie jakiegokolwiek dotyku, miała wrażenie, że coś tam jest. Nie odważyła się zrobić ani kroku w przód, tylko czym prędzej cofnęła rękę do tyłu i namacało kontakt do światła w łazience. Przed nią rozciągała się tylko nicość. I chodź światło okalało tylko niewielką powierzchnię ganku, była w stanie ruszyć przed siebie by zapalić światło. Dopiero potem wróciła by zgasić to z toalety. W ten sam sposób doszła także do swojego pokoju, pokonując kolejną ciemność rozciągniętą na jej drodze. Po przekroczeniu progu, czym prędzej przekręciła klucz w drzwiach i odetchnęła z ulgą co tylko pogorszyło sprawę. Bo wciąż trzymająca się gęsia skórka, spowodowała straszliwy szok, gdy zobaczyła kontem oka ruch na stojącym nieopodal fotelu. Błyskawiczny skok, tajemniczego cienia, przysporzył ją prawie o zawał serca. Szybko złapała się ściany by utrzymać się w pionie przy napływie zawrotów głowy. Zamknęła oczy i powtarzał sobie w myślach: ,,to tylko twoja, głupia bujna wyobraźnia!". Kiedy poczuła siłę w nogach otworzyła oczy i ujrzała przed sobą, żółte ślepia, wgapionego w siebie kota. Patrzył tak przenikliwie, jakby zaglądał w głąb ciebie i powtarzał ci: "Wcale nie jestem twoim kotem, nigdy nie byłem". Bez większych namysłów chwyciła kotkę i wyrzuciła na pole. Kiedy ponownie przekroczyła próg pokoju. Zamknęła szybko drzwi jednocześnie rozglądając się po całym pokoju w poszukiwaniu innych "niespodzianek". Nic takiego na szczęście nie było. Włączyła więc muzykę w telefonie. Pozwala ona jej się uspokoić. Nie tylko dlatego, że nie słychać tej pustej ciszy... a może właśnie dlatego. Sama nie wiem. W końcu Elleth nigdy nikomu nie mówiła dlaczego zawsze ma przy sobie telefon w którym występuje około 100 utworów muzycznych z różnych dziedzin. Gdy opadły nerwy, a serce pracowało swoim rytmem. Rozkołysana do muzyki, postanowiła położyć się spać, ale z nim to uczyni. Włączy jeszcze jakąś komedię, aby mózg przestał prześladować ją niechcianymi obrazami rodem z filmy grozy. Położyła swój szlafrok na stoliku i odwróciła się, aby zmyć mak-up. Kiedy zaczynała drugie oko, za jej plecami rozległ się błyskawiczny szelest. Odwróciła się tak szybko jak nigdy do tond, ale nie ujrzała zupełnie nic, ani kota, ani żadnego innego stworzenia, co mogłoby powodować dziwny odgłos. Po chwili dopiero spostrzegła, że jej wrzosowy szlafrok spoczywa na ziemi na szarym dywanie. Nie zdołało jej to jednak wyprowadzić z równowagi. Udało jej się wmówić, że mimo iż była od odzienia pół metra dalej, sama go przypadkowo zwaliła i że nic, zupełnie nic to nie oznacza. Wróciła więc do zmywania tuszu z oczu. Kiedy skończyła zabiegi kosmetyczne, zaczęłam przeszukiwać zawartość laptopa w poszukiwaniu jakiejś znanej i zabawnej komedii. Niestety po 20 minutach, bez efektywnego klikania w te i we wte, niczego odpowiedniego nie znalazła, wręcz przeciwnie poczuła, się na tyle śpiąca, że mogła dosłownie paść na twarz, bez zbędnych pytań. Wyłączyła laptopa, zgasiła światło oczywiści po wcześniejszym rozejrzeniu się jeszcze po pokoju czy nic nie zaskoczy ją swoją obecnością. Przykryta już prawie z czubkiem nosa pod kołdrą, zamknęła oczy. Ciepło jakie ją otoczyło powodowało iż odpływała w coraz głębsze zakamarki snu. I wtedy w pokoju rozległo się migające światło.


Otworzyła oczy. Na myśl przyszedł jej tylko rozładowany telefon. Sięgnęła więc po niego ręką, ale okazał się być w pełni na ładowany. I znów nabiegły ją dziwne lęki. Bardzo szybko zapaliła światło i zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu źródła niepokoju.Nie było to takie trudne, gdyż światło nie przestawało migać. Promienie zaś dobiegały z biurka. Kiedy odchyliła znajdujące się na nim kartki, zapiski ze szkoły zobaczyła małą czarną latareczkę, która migała jak oszalała. Nie wiadomo dlaczego. Odkręciła dostęp do baterii. I niewiele myśląc chciała ponownie zasnąć. Ale jak to Elleth. Jej głowa pełna danych z głupich filmów, mówiła tylko jedno. Demon. I chodź to było bardzo głupie i szybko zabiła tą myśl. Po zamknięciu oczy bał się je otworzyć by nie ujrzeć przed sobą wgapionych prosto przed nosem dwóch pary ślepi. Przeszywających ją, tak samo mocno, lub nawet bardziej niż spojrzenie czarnego kota...

Historia ta jest wymyślana na bieżąco i chodź bardzo mocno przekoloryzowana, to pragnę podkreślić, że zgaszone ni stąd ni zowąd światło w korytarzu, kot, szlafrok (dokładniej bluza) i latarka były prawdziwe i przydarzyły się mi w różnych odstępach czas.
Owy serial na prawdę oglądam, ale poza tym wszystko zostało wymyślone, aby dodać temu trochę finezji.
Chodź nie wiem na ile udało mi się was wciągnąć w moją trochę za mało mroczną i za krótką historyjkę, mam nadzieję, że nie była, aż taka zła.


Pozdrawiam:)

poniedziałek, 16 września 2013

Zawody konne w Zabajce

  Wczoraj tj. 15.09.2013r. byłam wraz z kuzynką na zawodach konnych w Zabajce. Pierwszy raz uczestniczyłam w czymś takim na żywo, co jeszcze bardziej potęgowało moją radość. Gdy dotarłyśmy na miejsce zawody już trwały, a więc szybko się zebrałam i zaczęłam robić zdjęcia. Pod koniec wyszło mi około 2 000 zdjęć, z których niestety znaczną część musiałam usunąć ze względu na jakość. Niestety wciąż uczę się robić zdjęcia w takich warunkach, a niestety rzadko mam okazję. Pogoda była średnia, ale na szczęście dużo nie padało, tylko raz tak mocniej.








 
    Około 15:25 odbyły się pokazy kaskaderskie. Na prawdę fajna rzecz, chodź niestety szybko to minęło. Raz się zdarzyło, że chłopak spadł z konia, ale w sumie się nie dziwię, bo miał chodź wspaniałego to strasznie narwanego czarnego konia. Był z nich wszystkich najwspanialszy, widać było, że kocha biegać, co skutkowało tym, że szybko był cały mokry.











   Wiecie, pomimo iż było tak cudownie, strasznie żałuję jednej rzeczy...że przebywając tam nie mogłam ani razu dotknąć żadnego konia. Pogłaskać, pojeździć. Brakuje mi tego, a ostatnio mimo iż mam wakacje nie mam jakoś okazji. To iż byłam wtedy wśród tylu koni tylko wzmogło to uczucie...









Przebywał tam z nami także jakiś piesek, którego nie omieszkałam nie umieścić na zdjęciach. 




 Oraz obraz, który bardzo mi się spodobał. Nie wiem czemu, miał coś w sobie co mnie do niego przyciągnęło. Niestety na zdjęciu nie wygląda tak jak w realu.



Pozdrawiam (-_-)

piątek, 13 września 2013

Motyli spacer ;p

Ostatnio bardzo ciężko jest mi wstać rano. Nawet godzina 9:00 okazuje się koszmarem, dlatego tez i nasze spacery z Kajtkiem są późniejsze. Ostatnio wybraliśmy się około 12:00. Dni są już chłodniejsze, a więc nie było żadnego upalnego przeciwwskazania. Na spacerze udało nam się dostrzec oznaki lata jak i nieuchronnej jesieni - co nie pała we mnie radością. Zdecydowanie wolę lato. No cóż...nic poradzić się nie da...
Spacer zapowiadał się zwykłą codziennością. Tam pójdę, on tam podsika, tutaj coś obwącha i wrócimy, ale okazało się inaczej. Wychodząc z domu zabrałam aparat - coś mnie podkusiło - i cale szczęście. okazało się, że wokoło latała masa motyli, oraz ważki, które rozpoczęły okres godowy. Bardzo szybko chwyciłam za aparat, niestety, tegoroczne motyle były strasznie płochliwe i nie wiele udało mi się złapać w swój obiektyw. Ale za to miałam niezły trening biegając za nimi (dosłownie).

 Rudy też nie miał bardzo nic przeciwko takie (dla niego) marnej rozgrzewce, denerwowało go tylko, że ciągle się zatrzymywałam i kazałam mu iść za sobą, albo siedzieć w miejscu i czekać, żeby nie spłoszył mojej "ofiary", co niestety nie jest jego mocną stroną. I tak wspólnymi siłami (motyle i Kajtek) spowodowali iż mam niewiele fajnych ujęć, a najpiękniejszy i największy motyl za którym biegłam na prawdę spory kawałek mi zwiał :(

Wczoraj też pobrałam sobie próbną wersję Lightroom'a. Nigdy nie używałam obróbek do zdjęć, a więc miałam niezły ubaw. Na razie fotki nie są rewelacyjne. Ale mam na tej wersji 30 dni, więc może pod koniec wymłodzę coś fajnego ;)