Myślę, że nastrój tej muzyki pasuje do posta, a więc podsyłam link: Enrique Iglesias
Nie było mnie w domu od tamtego roku. Przez ponad miesiąc nie widziałam Rudego. Mama kiedyś dała mu słuchawkę do ucha, kiedy byłam na linii i mówiła, że bardzo się ożywił, że nastroszył uszy, że nasłuchuje. Nawet nie wiecie jak mnie to ucieszyło. Mój mały idiota mnie wciąż pamięta, tęskni. Opowiadała mi o ty, że czasem Kajtek chce wejść do mnie do pokoju, szuka mnie... Tak bardzo chciałam go wtedy przytulić i... podziękować, że wciąż jestem w jego sercu.
Nie macie pojęcia jak bardzo się cieszyła, kiedy nasta chwila powrotu do domu. Wsiadał zmęczona, ale i uradowana do pociągu. Przejechałam 170km, potem w samochód i do domu. Po drodze skoczyłam jeszcze do sklepu, żeby mu coś kupić. Zajechałam na podwórko, wyskoczyłam z auta i poszła do niego. Czego oczekiwałam? Że zacznie piszczeć, skakać cieszyć się jak zawsze gdy wracałam po dwóch tygodniach, jak za dawnych lat gdy cieszył się gdy mnie zobaczył nawet jak nie było mnie w domu tylko przez kilka godzin. Wiecie co zobaczyłam? Coś co złamało mi serce. Zobaczyłam leniwie wytaczającego się z budy psa, który popatrzył na mnie, jakby stała tam już kilka lat i nie była najmniejszą sensacją. Chciałaby się powiedzieć, że potraktował mnie jak obcą osobą, ale on nawet przy obcych wpada w furię - nie radości, ale zawsze. A teraz...co miałam myśleć...mój pies mnie nie poznaje? Nie liczę się już dla niego? Mimo to podeszłam i chodź on się nie cieszył, ja to robiłam za nas dwoje, głaskałam, pieściłam, tak jak chciałam to zrobić gdy go zobaczę, ale nie było żadnej reakcji z jego strony, nawet nie wiem czy pomachał ogonem :'( Dałam mu smakołyki, które mu kupiłam i poczłapałam do domu. Przywitałam się z babcią, zjadłam obiad i po opowiedzeniu rodzince co się wydarzyło w moim życiu przez ten czas. Zasiadłam z mamą przed TV. Około 17:00 mama zawsze przyprowadza wariata do domu, więc zrobiłam mu jeść i po niego poszłam. Zabrałam go na krótki spacer. Kiedy weszliśmy do domu. Zjadł kolację i się położył. Żadnego szczekania, biegania wokoło stołu, ciągnięcia za nogawkę, biegania za sznurkiem/piłką. On po prostu się położył na łóżku. I co?? I tyle? - pomyślałam. Nie wiem, mały co się z Tobą stało, ale nie dam Ci mnie tak ignorować! Wzięłam szarpak i zaczepiwszy nim psa rzuciłam go wzdłuż pokoju. Już bałam się, że nie zareaguje, ale on pobiegł po sznur i wskoczył na łóżko (jak zwykł to robić), a ja ponownie mu go zabrała, rzuciłam, zaczęłam się przeciągać. Wreszcie poczułam - to on to mój pies. Ale za szybko się ucieszyłam. Kajtek szybko się zniechęcił. Ponownie się położył.
Na drugi dzień wzięłam go na dłuższy spacer. Prawie wogóle się nie cieszył. Nie biegał od krzaczka do krzaczka na szybko załatwiając oznaczanie tylko, spokojnie powoli, wręcz musiałam na niego czekać. Nie ciągnął się prawie w cale na smycz. A ja patrzyła na niego, w oczach mając prawie łzy, a w głowie jedno powtarzające się hasło, jak na zaciętej płycie: ,,To nie mój pies, to nie mój pies!...". Przeszło mi nawet przez myśl, że może to i lepiej. Kajtuś stał się psem mojej mamy, takim jakiego zawsze chciała. Spokojnym, opanowanym...Na smyczy nie wyrabiał za mną bo przyzwyczaił się, że mama wolno chodzi, nie szalał w domu, bo mama nie często się z nim bawiła. Zasypiał przy jej boku, bo robił tak przez ostatni czas, a ja? Ja już do tej bajki nie pasowałam... Mimo to postanowiła, go ,,ożywić". Co wieczór się z nim bawiłam, zachęcając do biegania po całym pokoju, przeciągając się sznurkiem. Chodząc na krótkie, ale zawsze, spacery. Teraz 5 dni później widzę, że to znowu,,robi się" mój mały diabełek. Ponownie zachęca mnie do zabaw szczekaniem, śpi przy moim boku, w moi łóżku, ale wciąż równie chętnie bawi się z moją mama. A ja mimo iż czuje, że to nie ten sam pies. Widzę w nim chociaż jego część i cieszę się gdy bawi się, zaczepia moją mamię - jego NOWĄ WŁAŚCICIELKĘ. I chociaż wciąż mnie tak nazywają wiem, że przed nim nie mam prawa się tak czuć. Gdy widziała, jak cieszy się na jej widok. Jak skacze z radości na widok wujka, serce mi pękało, ale jednocześnie się cieszę, bo wiem, że ja znowu wyjadę, a on zostanie z nimi. Niech więc zostanie z tymi kogo kocha...
hmmm A pomyślałaś ,że pies może cierpieć na depresję ? :) Może tak bardzo za tobą tęsknił ,że pojawiło się zachowanie depresyjne ? Z tym co piszesz w notce to by się zgadzało :))
OdpowiedzUsuńhmmm, sama nie wiem, nie popatrzyłam na to z tej strony...
UsuńJeju, nie wiem co powiedzieć......może mu przejdzie ? Albo to ta depresja....
OdpowiedzUsuńMnie się wydaje, że on jest mądrzejszy niż myślimy i może po prostu przyzwyczaił się, ze tak często wyjeżdżasz i nie chce potem cierpieć. Może stał się taki ,,stonowany" bo widzi, że wracasz a potem znów Cię nie ma. Jestem pewna, że Kajtek Cię nadal kocha i to Twój pies! Zobaczysz w wakacje :) Ale też może po prosu zmienił się, dojrzał..
OdpowiedzUsuńTrochę smutne, ale takie są zwierzęta. Ja nigdy na aż tak długo nie wyjeżdżałam, ale gdy nie ma mnie w tygodniu w domu mój kotek też reaguje inaczej. Myślę, że twój pies nadal cię kocha, tylko smutno mu z powodu twoich wyjazdów, co zwierzęta też boli. :)
OdpowiedzUsuńPies mojego wujka jak po roku czasu mnie widuje to tak skacze na mnie, że szok :D
OdpowiedzUsuńfajny psiak :)
OdpowiedzUsuń