Wielu ludzi uważa że kleszcze to nic takiego, bądź wręcz
przeciwnie panicznie się ich boją. Niestety ani to ani to nie jest dobrym
wyjściem, gdyż we wszystkim trzeba znać jakiś umiar.
Dzisiaj np. zakupiłam gazetę Przyjaciel Pies, gdzie było
wspomniane o babeszjozie – choroba ta jest bardzo niebezpieczna, nie leczona
może doprowadzić do śmierci, a sam jej wirus jest przekazywany w ślinie przez
właśnie kleszcze.
Następnie wzięłam się za czytanie wosu (uczę się do matury:(
), niestety, albo stety
bo strasznie mi się nie chciało, Kajtuś zaczął piszczeć domagając się spaceru,
wzięłam więc, szelki, smycz, aparat i sznur do zabawy. Na początek wstąpiliśmy
do mojego nowego domu (który nie jest jeszcze wykończony), aby pootwierać tam
okna. Przy okazji zostawiłam tam też sznur, aby nie nosić go w kieszeni.
Pomaszerowaliśmy dalej.
W trakcie drogi
zauważyłam, że Kajtuś się zmęczył i chce mu się pić, skierowałam się więc w
stronę niedalekiego strumyka.
Kiedy tam doszliśmy, Rudy kosztował wody, a ja
pstrykałam zdjęcia, w pewnej chwili zobaczyłam piękne żółte kwiaty – kaczeńce
pomyślałam i posta
nowiłam, podejść tam i zrobić im zdjęcia. Złapałam smycz i
powiedziałam do małego, który skończył pić wodę jakiś czas temu: ,,idziemy”.
Od kaczeńców dzieliły nas małe krzaczki, i drzewa, ale nie były one dla mnie
przeszkodą, Kajtuś za to nie bardzo chciał tam iść. Jednak po moich namowach
(,,Kajtuś na chodź..”), łaskawie zgodził się pójść za mną. Kiedy doszłam,
oddałam się w pełni fotografowaniu pięknych kwiatów.
Niestety Rudy nie był tym
zachwycony (nie lubi takiej bezczynności) i strasznie ,,marudził”. Ja jednak na
jednym z kwiatów ujrzałam muchę i chciałam ją złapać w locie, jak sfruwa z
kwiatka. I udałoby mi się to gdyby nie jeden, przeraźliwy fakt! Kleszcze!! Na
prawej dłoni zauważyłam jednego tego paskudę i czym prędzej zaczęłam stamtąd
wychodzić. Oczywiście tego dziada wcześniej zwaliłam, następnie mimowolnie rzuciłam wzrokiem na Kajtka i na nim także zauważyłam to małe okropieństwo. Zrzuciłam jednego, drugi skutecznie zakopał mi się w sierści Kajtka, próbowałam go
wyjąć niestety na próżno, pomyślałam, więc: ,,i tak cię złapię gdy tylko
wyleziesz” i zaczęłam dalej przeszukiwać Kajtka w poszukiwaniu innych. Moje
skupienie przerwał nadjeżdżający bardzo głośno pociąg. Zaprzestałam wiec
wykonywanej jeszcze przed chwilą czynności i postanowiłam udać się do domu,
rozebrać i przeszukać czy sama nie mam więcej tego małego paskudy na sobie. I
wiecie szłam tak szybko, ale prawie biegnąc, że minęłam ów pociąg ! ;p Niezła jestem co ? A
tak naprawdę to ten pociąg strasznie się wlukuł, konduktor nawet zszedł na
schodki i zaczął coś sprawdzać, myślę, że cos się mu zepsuło, ale już nie
pytałam, tylko szłam dalej.
Kiedy dotarłam, do domu, który budujemy, rozebrałam
się i o dziwo nie znalazłam, żadnego innego kleszcza. Byłam prawie przekonana,
że jakiegoś znajdę w końcu mierzę sobie około 170 cm, z czego bity metr to są
nogi, na których nic nie znalazłam, za to udało mi się odnaleźć zagubionego
kleszcza u Kajtka. Po tym wszystkim usiedliśmy sobie na schodach przed domem,
znaczy ja usiadłam, bo ten mały wariat ganiał jak szalony i tylko chwilami
siadał, czy też się kład.
|
Czasem trzeba sobie przysiąść i odpocząć |
Mimo jednak wszystkiego mam wrażenie, że spacer był udany ;p
Pozdrawiam:D
PS.Zapomniałam wspomnieć, od piątku (26.04.2013r.), jestem
wolna – skończyłam szkołę, teraz tylko…tylko matura :(