poniedziałek, 28 października 2013

Po prostu chce mi się żyć...

          Wiem, ze wielu z nas zawsze w okresie jesieni łapie depresja, ale nie tym razem! A przynajmniej nie dzisiaj. Dzisiejszy dzień zaliczam do jak najbardziej udanych. I nie dlatego, że wydarzyło 
się coś ciekawego, ale w ręcz przeciwnie nic się nie wydarzyło. Był to jeden z tych dni kiedy, siedzisz ze znajomymi na wykładzie i każde słowo cię bawi, śmiejesz się, i rozglądasz po sali, widzisz masę ludzi, tych, których znasz i tych których nie znasz, ale możesz poznać i wiesz, że w tej chwili 
to oni patrzą na ciebie, ale nie dlatego, że źle cię oceniają, ale dlatego, że chcą być na twoim miejscu, bo się wpasowałaś, czujesz się wreszcie tak jakbyś była u siebie. Każde twoje słowo, powoduje, 
że znajomi wokoło ciebie się uśmiechają, a ty uśmiechasz się z nimi. I nie nie chodzi tu o jakieś głupie zaczepki, obgadywanie, ani o przeszkadzanie, na wykładzie. Wszystko to odbywa się kulturalnie, 
ale na luzie. Bo ty nie śmiejesz się obgadując kogokolwiek, ale śmiejesz się  z tego co notujesz na wykładzie, śmiejesz się bo koleżanka nie wyrabia notować, śmiejesz się z tego, że ktoś nagle zapytał: ,,Czy może pan powtórzyć", bo wiesz, że nie tylko ty jesteś gdzieś na szarym końcu wykładu, nie tylko ty potrzebujesz powtórki. A potem wychodzisz ze szkoły i na ustach masz jeden pełny uśmiech.


 Do oczy cisną się łzy. Tak łzy, ale nie łzy rozpaczy, a szczęścia. Bo w końcu nagromadziło się go tak wiele, że musi jakoś wypłynąć, a przecież nie uszami :) I kroczysz przed siebie. Cała twoja co najmniej 40 minutowa droga do mieszkania, jest samotna, ale nie osamotniona, bo dziś czujesz, że chodź żaden znajomy nie idzie obok twojego boku to każda napotkana ci osoba jest bliska. I chodź wiatr rozwiewa ci włosy i wiesz, że wyglądasz strasznie, to cieszysz się, nic nie jest w stanie zdjąć dzisiaj twojego uśmiechu z ust. Bo jesteś szczęśliwa, bo czujesz, że to miasto, to miejsce w którym się znalazłaś, wreszcie należy do ciebie. I w tej chwili przychodzi do głowy ta okrutna myśl: ,,zostanę tu, zamieszkam tu, nie wrócę do domu, do tej wsi" i wtedy uśmiech znika, ale nie na długo, bo dziś odrzucamy smutne myśli na bok, dzisiejszy dzień to piękny dzień. 
Kurtka wraz z włosami faluje rozpięta, na wietrze, opromieniona promieniami słońca. 
I ludzie śmieją się do ciebie, bo TY jesteś szczęśliwa.

* fotki pochodzą z neta

wtorek, 15 października 2013

Czemu nie ma ciebie przy mnie?

Powinna wam powiedzieć to już dawno, ale jakoś nie mogłam się zabrać. A więc od października mieszkam w Lublinie. Tutaj studiuje. Moim kierunkiem okazało się bezpieczeństwo narodowe. Powiem tylko tyle, że ujdzie. Nie jest to ani rewelacyjny przedmiot, ani koszmarnie nudny. Chociaż na wykładzie i ćwiczeniach w poniedziałek idzie tylko spać:) Mam już swoją małą grupkę znajomych, chociaż nie są to jeszcze ogromnie zaciśnięte więzi, ale zawsze spędzamy ten szkolny czas (czasem i nie szkolny) razem.Mieszkanie mamy całkiem fajne. Mieszkam z dwoma koleżankami z liceum. Dobrze się dogadujemy, chociaż mamy już za sobą jedną na prawdę poważną kłótnię, która niestety została wykrzyczana na ulicy, na szczęście w nocy i nie było dużo świadków.

http://www.youtube.com/watch?v=HR9m1QU7nKI

Ale wiecie czego mi najbardziej brakuje?   
Wiem, że zdjęcie już gdzieś się pojawiło, ale nie mam niczego nowego :(

Tak mojego małego idioty. Tak bym chciała, żeby w tej chwili leżał na moim łóżku z głową opartą o moją nogę. I słodko spał, od czasu do czasu na mnie zerkając i sprawdzając czy to nie sen, czy wciąż jesteśmy razem. Ale jego nie ma...jest tak daleko ode mnie. Widziałam go ostatnio 6 października, gdy byłam na weekendzie w domu i serce mi się kraja gdy widzę jak ludzie spacerują i bawią się w parkach ze swoimi psami, a ja nie mogę go nawet zobaczyć. Matko, mam łzy w oczach jakbym miała go juz więcej nie widzieć... :' (   

Idziesz parkiem i widzisz szalejącego psa. Biegającego w złotych liściach. Po chwili spogląda na swojego pana, który patrzy na niego w ogromnym spokojem. Patrzą sobie prosto w oczy, aż w końcu właściciel wzrusza ramionami i prawą dłonią robi delikatny ruch jakby chciał powiedzieć: "jak chcesz" i w tym momencie, ten spokojnie stojący pies rusza jak oszalały, łapie leżący gdzieś w liściach patyk i biegnie z nim do pana. Właściciel bierze kij i rozlega się radosne szczekanie. Patyk szybuje w powietrzu, ale ty nie widzisz co dzieje się dalej bo musisz iść. Bo masz wyznaczony czas w którym musisz dojść do uczelni. I już tylko słyszysz ponowne szczekanie zza pleców. W tym właśnie momencie, masz łzy w oczach i jedyne co chcesz zrobić to popędzić na pociąg. Wbiec na podwórko swego domu, rzucić się do uścisku swego psa. Słuchać jak pieszczotliwie pomrukuje, widzieć jak ogon chce mu się wyrwać pod naporem machania. Ale nie robisz tego. Kroczysz tylko wyznaczoną już trasą w stronę tego strasznego wydziału politologi i ... i próbujesz zapomnieć, bo wiesz, że nie możesz teleportować się do domu, ani na 5 sekund, a wspominanie kogoś kogo nie możesz zobaczyć, jest tak bolesne, jakby ktoś wyrywał ci serce z piersi...